Posługa Słowem Bożym – Marian Biernacki

Kazalnica jest najważniejszym sprzętem w miejscu nabożeństw chrześcijańskich. Lud Boży, gdy się zgromadza, potrzebuje usłyszeć poselstwo Słowa Bożego bardziej, niż cokolwiek innego. Bracia stający za kazalnicą mają na sobie wielki obowiązek głoszenia Słowa Bożego. Nie wolno im używać kazalnicy do wygłaszania własnych poglądów ani też dopasowywać kazalnicy do aktualnych życzeń i upodobań audytorium. „Jeśli kto mówi, niech mówi jak Słowo Boże” (1Pt 4,11).

Ponieważ spoczywa na mnie błogosławiona odpowiedzialność za posługę Słowa w jednym ze zborów Kościoła, postanowiłem podzielić się na szpaltach www.pastor.pl szeregiem przemyśleń i wskazówek dotyczących tej służby.

Chcę nimi zainteresować nie tylko tych braci, którzy już zaczęli stawiać pierwsze kroki kaznodziejskie. Robię to z myślą także o braciach, w których powołanie do służby Słowa pozostaje jak do tej pory w ukryciu i trzeba impulsu, by je ujawnić. Nie ukrywam, że mam na uwadze naszych młodzieńców a nawet małych chłopców. Jestem przekonany, że tkwi w nich ogromny potencjał. Niech czytają i niech czym prędzej zaczynają marzyć o służbie kaznodziejskiej. Niech przy tym wiedzą, na czym naprawdę ta służba polega. To może im przecież pomóc właściwie się do niej przygotować. Poza tym uważam, że nam wszystkim, odbiorcom, słuchaczom Słowa Bożego, przyda się garść tych refleksji, byśmy w dojrzalszy sposób mogli wspierać braci stających w zborze za kazalnicą.

Uwagi wstępne

Teorią i praktyką kazania chrześcijańskiego zajmuje się homiletyka, czyli chrześcijańska nauka o przygotowywaniu i wygłaszaniu kazań. Termin homiletyka pochodzi od gr. homilein, co znaczy: rozmawiać gwarzyć. Znane do dzisiaj słowo homilia dosłownie oznacza rozmowę i w starożytnym Kościele odnoszono je do kazania. Oto przykładowe miejsca występowania słowa homilia w Nowym Testamencie:

W Ewangelii Łukasza czytamy o tym, jak zmartwychwstały Jezus ukazał się uczniom w drodze do Emaus. „I rozmawiali ze sobą o tych wszystkich wydarzeniach. A gdy tak rozmawiali i nawzajem się pytali, sam Jezus, przybliżywszy się, szedł z nimi.” (Łk 24,14-15). Drugi przykład, to opis służby apostoła Pawła w Troadzie. „A wróciwszy na górę, łamał chleb i spożywał, i mówił długo, aż do świtania i tak odszedł” (Dz 20,11).

Homilia jest najstarszym, a zarazem najtrudniejszym typem kazania chrześcijańskiego. Polega na duchowym wyjaśnianiu Słowa, werset po wersecie. Może okazać się to bardzo nużące, ale może też, i powinno, okazać się bardzo budujące i odświeżające, gdy jest inspirowane przez Ducha Świętego. W 1Ko 15,33 czytamy: „Złe rozmowy (homilie) psują dobre obyczaje” I to jest prawda, bo od kazania w dużym stopniu zależy życie zboru. Idąc za myślą przytoczonego fragmentu Pisma, moglibyśmy wręcz stwierdzić, że złe kazania psują dobre obyczaje wśród wiernych.

Każdy z nas wie, że kazanie winno budować, zachęcać, prostować, wyjaśniać, nauczać, inspirować itd. Dobre kazania mają na nas taki wpływ. Podnoszą nas na duchu i sprawiają, że odzyskujemy siły i ochotę do dalszej walki ze złem. Sprawiają, że wśród wierzących pojawia się dobry obyczaj systematycznego uczęszczania na nabożeństwa, obyczaj publicznej, budującej modlitwy, obyczaj gościnności, zainteresowania losem bliźniego i niesienia mu stosownej pomocy. Obyczaj spędzania niedzielnego popołudnia w budujący sposób, a nie przed telewizorem.

Dobre kazania nie zmuszają wprawdzie do tego, ale rozbudzają w nas duchowy apetyt na to, co czyste, święte i miłe Bogu.

Złe kazania psują te dobre obyczaje. Zniechęcają do udziału w nabożeństwie, usypiają czujność duchową i wprowadzają nas na zgubną ścieżkę religijnej rutyny. Złe kazania dostarczają smakowitej pożywki dla bakterii krytykanctwa i budują w nas uprzedzenia. Złe kazania szkodzą sprawie Królestwa Bożego na ziemi. Musimy bracia zadbać o to, by mówić dobre kazania! Nie jest prawdą, że lepsze jest jakiekolwiek kazania od braku kazania.

Kaznodzieja tylko wtedy ma prawo stanąć przed zborem, gdy ma dla niego poselstwo od Boga. Tylko wtedy, z duchowego punktu widzenia, będzie to dobre kazanie, choćby nawet nie przypadło nikomu ze słuchaczy do gustu. Homiletyka bowiem, to nie to samo co retoryka.

Retor, świecki mówca, wygłasza mowę dobierając starannie każde słowo i nadając mu wyszukaną formę, by wywołać w słuchaczach zamierzony przez siebie cel. On jest autorem swej mowy, aktorem napisanej przez siebie i dla siebie sztuki.

Kaznodzieja nie jest autorem kazania. Jest sługą Słowa Bożego. Nic innego poza Słowem Bożym nie ma prawa rządzić wygłaszanym przez niego kazaniem. Jest on całkowicie uzależniony od Słowa Bożego. Kaznodzieja nie opowiada o Bogu. On przynosi zborowi Słowo od Boga, jest prorokiem Pańskim! Bóg jest autorem tego poselstwa. Kaznodzieja – współpracownik Boży – w aktywny, zaangażowany sposób przekazuje to poselstwo zborowi, jako ten, kto jako pierwszy to poselstwo usłyszał i przyjął od Boga dla siebie i dla zboru.

Zdolność mówienia jak Słowo Boże leży poza zasięgiem naturalnych możliwości człowieka. Dlatego kaznodzieja nie może stawać za kazalnicą o własnych siłach. Nie może polegać na swoich wrodzonych predyspozycjach. Głosić Słowo Boże można wyłącznie za sprawą Ducha Świętego i o Jego natchnienie kaznodzieja winien przede wszystkim zabiegać. Tylko wówczas ludzie będą mogli usłyszeć co Duch mówi do zboru.

Zbór ma dosyć słuchania tego, co mówią ludzie. Ludzkie gadanie nie pomoże nikomu upamiętać się z grzechów, nie odrodzi niczyjego serca, nie doprowadzi nikogo do duchowej dojrzałości. Ludzkie słowa są tu bezużyteczne, choćby układały się w najpiękniejsze, porywające przemówienie według najlepszych wzorców retoryki. Owszem, ludzie chętnie będą ich słuchać, ale nie będzie widać żadnego skutku tych słów w ich życiu. Pozostaną przez całe lata nie zmienieni. Tylko to, co pochodzi od Boga daje życie i wywiera trwały duchowy skutek.

W dzisiejszym Kościele nie potrzebujemy przede wszystkim błyskotliwych kaznodziejów posługujących się nienaganną polszczyzną. Nie potrzebujemy nawet wyszkolonych w sztuce retoryki znawców teologii. Ale pilnie i przede wszystkim potrzebujemy mężów Bożych, którzy na kolanach, z Biblią w ręku, brać będą Słowo od Boga i to poselstwo, w natchnieniu Ducha Świętego, przynosić zborowi.

Mam nadzieję, że zawarte tu wskazówki i uwagi okażą się w tym pomocne, podnosząc wśród nas świadomość tej potrzeby, rozbudzając modlitwę wstawienniczą w tym względzie i mobilizując braci stających za kazalnicą.

cz. 2
Kazanie jako Słowo Boże

W poprzednim, pierwszym odcinku naszego kursu zasygnalizowaliśmy istotę różnicy pomiędzy kazaniem, a świeckim przemówieniem.

Świecki mówca czerpie materiał do swej mowy z różnych źródeł. Buduje ją według zasad retoryki, korzystając z wszystkiego, co może dodać kolorytu i wywołać silniejsze wrażenie. To czym dysponuje bowiem podczas przemówienia – to siła wymowy. Jej temperatura i ekspresja w dużym stopniu decyduje o skutkach całego przemówienia i ich trwałości. Nie tyle więc rzetelność przytaczanych faktów, co bardziej staranny dobór słów, intonacja oraz barwność użytych ilustracji decyduje o skuteczności świeckiego mówcy.

Inaczej jest z kazaniem. Receptą jest tu Słowo Boże. Kaznodzieja nie może konstruować kazania z innego budulca, jak tylko ze Słowa Bożego. W innym przypadku, lud Boży zebrany w niedzielny poranek usłyszy ludzką, czasem piękną, mowę, która nie będzie miała żadnej mocy, by zmieniać ludzkie życie.

Trzeba powiedzieć, że niektórzy kaznodzieje ulegli pokusie przygotowywania błyskotliwych przemówień, kosztem coraz luźniejszego związku z Pismem Świętym. Bywa nawet i tak, że czytanie natchnionego tekstu staje się niepotrzebne, bowiem kaznodzieja nazbierał już dostatecznie dużo logicznych argumentów i wymownych ilustracji na poparcie swego przesłania. Odczytanie fragmentu Słowa Bożego wynika wtedy raczej z przyzwyczajenia, a nie z potrzeby przekazania słuchaczom podstawy do wspólnych przemyśleń.

Nie chcę przez to powiedzieć, że sługa Słowa Bożego w trakcie kazania ma zupełnie zignorować kwestię odwoływania się do argumentów i ilustracji pochodzących z obserwacji życia. Sam Pan nasz, Jezus Chrystus czynił tak wielokrotnie. Lecz mowa Nauczyciela nigdy nie brała swego początku na ziemi i nie pozostawiała słuchaczy na poziomie ziemskich spraw. On zawsze mówił to, co usłyszał od Ojca, bez względu na to, jak dalece obco mogło to zabrzmieć w ludzkich uszach (Jn 12,49-50).

Nie inaczej ma czynić kaznodzieja, współczesny sługa Słowa Bożego. Gdy staje za kazalnicą, to ludzie powinni wyraźnie odczuć, że jego głowa i serce są przepełnione Słowem Bożym. Że jest on zainspirowany tym co powiedział Bóg, że Słowo Boże, a nie to co zobaczył, zasłyszał lub przeżył kaznodzieja jest materiałem wyjściowym dla wygłaszanego przezeń kazania. Tylko wówczas bowiem kazanie, zgodnie ze swoją istotą, staje się podwójną mową. Wygłasza je człowiek, a ludzie przez to kazanie słyszą głos Boży.

Chcę mocno zaakcentować tę myśl i polecić ją szczególnej uwadze nas wszystkich, sług Słowa Bożego. Niech nasza kazalnica nie stanie się nigdy miejscem do wygłaszania przez nas własnych poglądów i idei, choćby nie wiem jak pięknych i błyskotliwych. Nie dajmy się oszukać diabłu, że zbyt ścisłe trzymanie się treści biblijnej czyni kazanie ociężałym i zbyt odległym od dzisiejszej rzeczywistości. Nie dajmy się zwieść odczuciu, że ludzie potrzebują dzisiaj relaksującej, choć trochę powierzchownej mowy, bo są zbyt obciążeni psychicznie, by jeszcze w kościele nadwerężać swój umysł i sumienie. To kłamstwo! Owszem, ludzie mogą nam czasem dawać odczuć, że woleliby posłuchać czegoś przyjemniejszego dla ich uszu, ale pytam: Czy kaznodzieja jest powołany, by zaspokajać gusty słuchaczy, czy tez jest sługą Słowa Bożego?! Czy mamy czas mówić cokolwiek innego, jak tylko Słowo Boże, gdy ludzie mają coraz mniej czasu, by przyjść na nabożeństwo?!

Niech z naszej kazalnicy zawsze usłyszą to co mówi Bóg i to niezależnie od tego, czy o to proszą, czy też nie. Kaznodzieja musi patrzeć dalej niż normalnie się patrzy. Musi zauważać i reagować na rzeczywiste potrzeby ludzkich dusz, a nie koncentrować się na zapotrzebowaniach zgłaszanych przez ludzi. Bywa, że odurzeni wpływem świata ludzie nie mają dojrzałego pojęcia czego im naprawdę potrzeba. Jak dzieci dopominają się o słodycze, a tymczasem trzeba im zdrowego, odżywczego pokarmu. Kaznodzieje, jak rozsądni rodzice, nie mogą w tej sytuacji ulegać presji, robić niczego dla tzw. „świętego spokoju”, zaspokajać zachcianek, lecz podać dzieciom Bożym to, co da im zdrowie i zdolność wzrostu.

Dlaczego twierdzimy, że tylko Pismo Święte ma takie właściwości?

Ponieważ jest ono natchnionym Słowem Bożym. „Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany” (2Tym 3,16-17).

Pojawia się tu zagadnienie inspiracji tekstu biblijnego. Wierzymy w jego całkowitą inspirację. Wierzymy, że natchnione są słowa, wydarzenia i sprawy oraz postaci występujące w Biblii. Nie uznajemy poglądu, że Biblia zawiera Słowo Boże. Z całą stanowczością głosimy pogląd, że Biblia jest Słowem Bożym! I właśnie ten fakt natchnienia przez Ducha Świętego każdego słowa oryginalnego tekstu biblijnego decyduje, że Pismo Święte jest całkowicie inne od wszystkich pozostałych ksiąg napisanych na ziemi i ma moc odrodzić ludzkie życie (1Ptr 1,23). Dlatego kazanie ma być głoszeniem Słowa Bożego.

Innymi słowy, z kazaniem mamy do czynienia wówczas, gdy Bóg używa według swego upodobania posługi człowieka, który mówi w Jego imieniu do swoich współczesnych za pośrednictwem Słowa Bożego.

Kilka praktycznych wskazówek:

Dbaj o to, by twoje serce stale było nasycone Słowem Bożym i wtedy tylko stawaj za kazalnicą, gdy możesz mówić jak Słowo Boże.

Gdy cytujesz fragmenty biblijne, zrobisz lepiej unikając stwierdzeń typu: „Tak napisał św. Paweł” lub „tak naucza Jan w swoim Liście”. Dużo mądrzej i bezpieczniej dla słuchaczy zabrzmią słowa: „Tak naucza Słowo Boże w Liście Jana lub Pawła”.

Głosząc zza kazalnicy unikaj sformułowań, które mogą w ludziach wywołać wrażenie, że słuchają prywatnych poglądów i opinii kaznodziei. Owszem, czasem, w wyjątkowej sytuacji, można zrobić takie zastrzeżenie, ale gdy kaznodzieja ciągle podkreśla: „moim zdaniem”, „uważam, że”, „w moim przekonaniu lub odczuciu”- to jego mowa może stać się niewarta słuchania. Przychodzący na nabożeństwo ludzie potrzebują fundamentu Słowa Bożego i musimy eliminować z naszej posługi wszystko, co tę pewność usłyszenia tu Słowa Bożego może w nich zachwiać.

Wybór tekstu Pisma Świętego do kazania

Aby wygłosić kazanie, trzeba najpierw dokonać wyboru stosownego fragmentu Pisma Świętego, który nazywamy tekstem kazania.

Można to zrobić na różne sposoby. W dużym stopniu zależne jest to od przyjętej przez nas, osobistej metody przygotowywania kazań.

Większość kaznodziejów przygotowuje i wygłasza kazania na dowolne teksty. Taka metoda daje najszersze spektrum tematyczne i możliwość zwiastowania, które bardzo czujnie reaguje na duchowe, często ukryte, potrzeby zboru. Dzięki temu, kaznodzieja zwiastujący w kolejne niedziele na dowolne teksty Pisma Świętego może być bardzo przydatnym, sprawnym instrumentem w rękach Ducha Świętego. Raz pocieszać i zachęcać, a innym znów razem – gdy tylko Duch Święty wskaże mu taką potrzebę – napominać i karcić.

Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z duchowego niebezpieczeństwa, jakie może się z tym wiązać. Zawsze bowiem, gdy sięgamy po instrument bardziej skomplikowany i dający więcej możliwości, zachodzi duże prawdopodobieństwo albo nieumiejętnego użycia i zepsucia instrumentu, albo też nadużycia go dla celów, do których nie został przeznaczony.

Kto wstępuje w służbę Słowa Bożego musi z góry zważyć, że nawiązuje przez to służbowy stosunek do Boga, przez który jest związany na całe życie.

Nie inaczej jest z kazaniami na dowolne teksty. Kaznodzieja bardzo łatwo może tu pobłądzić. Może poprzez niedojrzałe reagowanie swoim kazaniem na zjawiska zachodzące w zborze bardziej coś popsuć niż uleczyć i naprawić, a w końcu sam zrazić się do posługiwania się tym wspaniałym instrumentem służby duchowej. Może też, niestety, wejść na drogę nadużycia tego narzędzia służby, dobierając sobie takie teksty kolejnych kazań, które staną się ”strzelaniem” do ludzi będących w opozycji do kaznodziei.

Najczęstszym jednak „grzechem” kaznodziejów głoszących na dowolny tekst, jest poszukiwanie i wybieranie „łatwych tekstów”, które umożliwiają wygłoszenie błyskotliwych sentencji bez konieczności spędzania wcześniej wielu godzin w modlitwie i medytowaniu Słowa Bożego, bez żmudnej pracy egzegetycznej. A ponieważ te teksty są już „wyeksploatowane” przez innych, podobnych kaznodziejów, zbór, albo słucha ciągle tego i samego, albo też staje się świadkiem, często żałosnej, próby wydobycia z „popularnego” tekstu czegoś nowego.

Z powyższych względów proszę Was, Bracia, byście pomimo silnej pokusy w tym kierunku, byli bardzo powściągliwi w kaznodziejstwie na dowolne teksty. Dużo bardziej bezpieczną metodą są kazania na teksty wykładowe, albo też na teksty następujące po sobie, według metody „lectio continua”, czyli rozdział za rozdziałem, werset za wersetem. Jest to metoda godna polecenia zwłaszcza początkującym kaznodziejom. W takim przypadku o wiele rzadziej trzeba stawać przed koniecznością doboru tekstu do kolejnego kazania, a co za tym idzie, dużo rzadziej pojawia się w naszej służbie niebezpieczeństwo popełnienia błędu lub nadużycia.

Oczywiście, bardzo ważne jest wówczas, aby wybrać właściwy temat serii kazań, czy też, przy metodzie „werset po wersecie”, podjąć dobrą decyzję, co do księgi biblijnej (lub jej części), z której przez szereg kolejnych kazań będziemy czerpać. W takim jednak przypadku decyzji nie podejmuje się z dnia na dzień i można spokojnie, z modlitwą do niej dojrzewać. Można też poradzić się w tej kwestii bardziej doświadczonego kaznodziei, a czasem bywa i tak, że staje się to wynikiem zbiorowej decyzji kilku kaznodziejów usługujących w danym zborze. Wspólnie rozpoznają oni duchowe potrzeby społeczności i ustalają na przykład, że w ciągu najbliższych miesięcy będą zwiastować na teksty z Listu do Efezjan, stosując metodę „werset po wersecie”. Wtedy zborowi kaznodzieje przestają skakać „z kwiatka na kwiatek” biblijnego tekstu, a zabierają się do duchowej pracy, by przy pomocy Ducha Świętego wydobyć z ustalonego już tekstu kazania właściwą mu głębię duchową i pokrzepić tym dusze zborowników.

Uwagi dotyczące doboru tekstu kazania.

Uważaj, by tekst kazania nie był za krótki. W takim przypadku zachodzi bowiem obawa, że w praktyce będzie on funkcjonował wyłącznie jako pretekst do twojego kazania.

Decyduj się na tekst kazania możliwie na dość długo przed jego wygłoszeniem. Da ci to możliwość osobistego „przetrawienia” Słowa, wyeliminowania jednostronnych wniosków oraz przemyślenia skutków zwiastowania.

Bądź czujny przy doborze często cytowanych, znanych fragmentów Pisma. Uważaj, by nie poddać się jedynie ich dźwiękowi lub uczuciowej zawartości. Na przykład 1Kor 2,9 sprawia wrażenie, że dotyczy tego, jak będzie wyglądać niebo, a tymczasem faktycznie werset ten odnosi się do kwestii wiary.

Bądź ostrożny przy stosowaniu metody przygotowywania kazań na „dowolny tekst”, zwłaszcza jeżeli jesteś początkującym kaznodzieją.

Dlaczego koniecznie powinniśmy dokonać wyboru tekstu kazania?

Z pewnością niektórzy z nas spotkali się już z takim podejściem do sprawy zwiastowania Słowa Bożego, że kaznodzieja nie przygotowuje się wcześniej, idąc na nabożeństwo nie wie co i czy w ogóle będzie mówić, a dopiero gdy zostanie pobudzony duchowo wstaje i przemawia. Sam miałem kiedyś okazję znaleźć się w zgromadzeniu ludzi, którzy przez blisko pół godziny siedzieli w martwej ciszy, bo nikt nie był przygotowany do służby i jeden liczył na drugiego.

Opowiadamy się za nieco wcześniejszym wsłuchiwaniem się kaznodziejów w głos Ducha Świętego i wcześniejszym porozumiewaniem się, kto ma dla zboru Słowo od Pana. Oznacza to, że kaznodzieja sporo wcześniej zna już tekst najbliższego kazania. A tekst kazania oddaje zarówno samemu kaznodziei, jak i całemu zborowi wiele usług. Zabezpiecza przed mówieniem wszystkiego naraz. Chroni przed pokusą odchodzenia od tematu i robienia różnych niepotrzebnych dygresji. Zapewnia czystość chrześcijańskiego zwiastowania. Spełnia też rolę miernika zgodności kazania ze Słowem Bożym. Obydwoma rękami podpisujemy się bowiem pod przywróconą w średniowieczu zasadą, że „Słowo Boże ma być czysto i wiernie głoszone”.

cz. 3
Medytowanie tekstu kazania

W poprzednim odcinku naszych rozważań zajmowaliśmy się kwestią doboru odpowiedniego fragmentu Słowa Bożego do kazania, który nazwaliśmy tekstem kazania. Teraz zastanowimy się, co robić z tym tekstem, gdy już wiadomo, że on właśnie będzie źródłem i podstawą naszej najbliższej posługi Słowa Bożego.

Po pierwsze, kaznodzieja musi zrobić wszystko, aby tekst kazania przemówił najpierw do niego samego. Jeśli przygotowuje kazanie chrześcijańskie, a nie jakąś prelekcję lub wykład, – to zanim stanie przed zborem, zwiastowane Słowo musi zamieszkać w jego własnym sercu. Kaznodzieja koniecznie potrzebuje nabrać osobistego stosunku do tekstu kazania, zostać prześwietlonym i „napromieniowanym” przez jego treść.

Następuje to przez medytowanie wybranego fragmentu Pisma Świętego, czyli poprzez czytanie i rozmyślanie z modlitwą nad Słowem Bożym. Do medytowania tekstu kazania potrzebny jest egzemplarz Biblii w popularnym przekładzie (tzn. Biblii Warszawskiej), spokojne miejsce oraz notatnik do zapisywania różnych myśli pojawiających się w trakcie rozmyślania.

Dobrze jest korzystać z takiego egzemplarza Biblii, w którym nie ma żadnych naszych wcześniejszych podkreśleń i notatek. Chodzi o to, by w trakcie medytowania nie ulegać sugestii wcześniejszych przemyśleń i odkryć. Chcemy przecież, by Duch Święty w modlitwie wprowadzał nas w głębię Słowa i objawiał nam nowe rzeczy. Na tym etapie nie potrzebujemy też żadnych komentarzy do Pisma Świętego.

Jeżeli chodzi o spokojne miejsce, to oczywiste, że mam na uwadze miejsce maksymalnie wolne od zewnętrznych bodźców słuchowych i wzrokowych. Niech w tym czasie otwarta Biblia będzie jedynym źródłem, z którego będziemy czerpać z pomocą Ducha Świętego. Raczej trudno jest wgłębiać się w treść Słowa przy grającym obok radiu, migających obrazkach w telewizorze, czy też będąc zwróconym w stronę okna, za którym coś się dzieje. Nawet we własnym pokoju, w otoczeniu mnóstwa przedmiotów, z których każdy coś nam przypomina i wzbudza jakieś skojarzenia, nie jest łatwo w myślach pozostawać przy rozważanym fragmencie Pisma. Najlepiej więc wybierać taki kąt mieszkania, gdzie nie ma zbyt wielu przedmiotów, na których nasz wzrok mógłby się zawieszać i odprowadzać myśli od medytowanego tekstu.

W trakcie tego osobistego rozważania Słowa Bożego nie sposób przecenić roli jaką pełni modlitwa. Bez niej kaznodzieja wytężą jedynie swój umysł, kojarzy różne pojęcia, analizuje, selekcjonuje i wyciąga wnioski. Wszystko na poziomie jego naturalnych możliwości poznawczych. A przecież Biblia została napisana pod natchnieniem Ducha Bożego, a więc swą treścią obejmuje sfery zakryte dla naturalnych zmysłów. Tylko Duch Święty może nas w poznanie tych duchowych spraw wprowadzić, bo On wprowadza we wszelką prawdę.

Medytując tekst kazania winniśmy się więc modlić. Na początku, w trakcie, i podczas formowania końcowych wniosków. Modlić się i czytać. Rozmyślać i modlić się. Być przed Bogiem. Być wsłuchanym w Jego głos. Znowu czytać i rozmyślać w modlitwie, aż wybrany tekst Słowa Bożego przeniknie nas do głębi i wypełni nasze serce.

Zachęcam do notowania myśli nasuwających się w trakcie medytowania Słowa, nawet jeśli odbiegają od obranego już przez nas toku myślenia. Nie zawsze bowiem ten nasz główny kierunek myślenia z jakim przystępujemy do rozważania, prowadzić nas będzie w całej pracy nad kazaniem. Bywa, że Bóg daje nam jakieś wstępne zainteresowanie określonym fragmentem Słowa, byśmy wybrali go na tekst kazania, a potem, dopiero w trakcie medytacji i dalszej pracy nad tekstem, objawia zasadniczy temat mającego popłynąć zeń zwiastowania. Jest z tym trochę tak, jak z pójściem do restauracji. Wybierasz się, bo kolega powiedział ci, że serwują tam wyśmienite pierogi, które lubisz. Ale gdy kelner podaje ci kartę, odkrywasz, że mają tu coś dla ciebie znacznie lepszego. Bez żalu rezygnujesz więc z pierogów i zamawiasz tę potrawę. I od tej chwili właśnie ona, a nie te pierogi, będzie kojarzyć ci się z tą restauracją.

Robienie notatek w trakcie rozmyślania nad Słowem Bożym ma wiele plusów. Pomaga powrócić do rozmyślania po nieoczekiwanej przerwie. Pozwala ogarnąć całość rozmyślań. Umożliwia też przegląd tego, co Bóg do nas mówił w przeszłości i wyciąganie ogólniejszych wniosków.

Podczas czytania i medytowania w modlitwie tekstu kazania dobrze jest zadawać sobie pytania pomocnicze; jak ten tekst przemawia do mnie osobiście? Czy Bóg chce mnie do czegoś zachęcić, a może napomnieć? Utwierdza mnie w czymś słusznym, czy przed czymś przestrzega?

Oczywiste, że kaznodziei, nawet podczas osobistej medytacji nad tekstem Pisma, nie wolno nie uwzględniać takich kardynalnych spraw jak tego, kto jest pierwszym adresatem tekstu, jaki jest to rodzaj wypowiedzi oraz jakie były okoliczności, w których Duch Święty zainspirował zapis tego fragmentu Słowa Bożego.

Zignorowanie tych kwestii może bowiem prowadzić do wypaczenia sensu świętego tekstu, a co za tym idzie, do wprowadzenia ludzi w błąd. Nie raz słyszałem kazania, których główna myśl oparta była na zupełnie dowolnej, subiektywnej interpretacji kaznodziei i niebezpiecznie odbiegała od rzeczywistego sensu odczytanego Słowa Bożego. Robi tak wielu „nowoczesnych” kaznodziejów, zwłaszcza w odniesieniu do tekstów ze Starego Testamentu. Czasem aż włos się jeży na głowie, gdy się słyszy jakie znaczenie nadają oni wypowiedziom i zdarzeniom starotestamentowym, jak pewnie wyciągają fantastyczne wnioski, których nie da się wyciągnąć trzymając się podstawowych zasad interpretacji Pisma Świętego. Ale oni nie dbają o zasady, są ponad nimi. I z takim przekonaniem to wypowiadają, że słuchacze przestają badać, czy tak się rzeczy mają i z zachwytem słuchają tego fantazjowania.

Chrześcijańskie medytowanie nad Słowem Bożym nie może być odjazdem w świat duchowych fantazji. Ma być zdrowym, trzeźwym rozmyślaniem nad treścią Słowa Bożego pod kierownictwem Ducha Świętego. Musi poruszać się więc wyłącznie w obrębie biblijnego objawienia i zgodnie z jego duchem. Medytacja chrześcijańska nie ma swoich odrębnych praw. Nie może stwierdzić: „Tak mi przyszło do głowy, gdy się wgłębiałem w treść Słowa, i nikt nie może tego kwestionować, bo to na pewno jest z Ducha!”

Każdy, nawet najbardziej olśniewający, odkrywczy wniosek płynący z medytacji musi zostać poddany pod osąd rzeczywistego, pierwotnego znaczenia tekstu. I nieraz bywa tak, że kaznodzieja musi zrezygnować ze swego „błyskotliwego” odkrycia, gdy po zakończeniu medytacji, uczciwie i pracowicie zacznie weryfikować swe wnioski przeprowadzając egzegezę wybranego do kazania tekstu Słowa Bożego. Niektórzy kaznodzieje w pracy nad kazaniem ograniczają się do medytacji i stąd ich kazania, jakkolwiek przybierają znamiona wielkiej duchowości, w rzeczy samej są bardzo niebezpieczne.

Egzegeza zabezpiecza kazanie przed błędem. Zajmiemy się nią w kolejnym odcinku.

© Marian Biernacki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *